Jacek Bacz: Myśli apologetyczne

"DZIWNE" ZMARTWYCHWSTANIE

Zmartwychwstanie
Krytycy chrześcijaństwa, analizując relacje ewangelistów o zmartwychwstaniu, często skupiają się na trudnościach, jakie świadkowie tego wydarzenia mieli z rozpoznaniem Osoby Jezusa po Jego zmartwychwstaniu.

Dziwne to zmartwychwstanie, powiadają. Oto nawet najbliżsi nie są w stanie rozpoznać człowieka, z którym przebywali na co dzień. A kiedy wreszcie „otwierają im się oczy”, to każdemu inaczej. Maria Magdalena widziała ogrodnika; poznała Jezusa, kiedy wymówił jej imię. Uczniowie z Emaus ponoć przeszli z Nim szmat drogi, a poznali Go dopiero po „łamaniu chleba”. Apostołowie przekonali się, że Jezus nie jest duchem, kiedy zobaczyli jak je rybę.

Zdaniem krytyków zmartwychwstania relacje te są tak niespójne i zindywidualizowane, że nie można mówić o rzeczywistości zmartwychwstania, a jedynie o subiektywnym przeżyciu wiary. Czy zatem, istotnie, fakt iż wielu świadków zmartwychwstania nie od razu rozpoznało Jezusa jest argumentem podważającym prawdę o zmartwychwstaniu?

Zobaczmy. Skoro relacje ewangelistów nie są, jak chcą krytycy, wystarczającym świadectwem za rzeczywistością zmartwychwstania, to zapytajmy, jakie świadectwo byłoby wystarczające. Jeśli ktoś twierdzi, że coś nie jest wystarczającym dowodem, to musi przecież mieć pojęcie, co takim dowodem by było. Na przykład, gdyby świadkowie zmartwychwstania natychmiast rozpoznali Jezusa i gdyby opisy ewangeliczne ich spotkań z Jezusem były jednobrzmiące, to czy byłoby to dostateczne świadectwo? Należy obawiać się, że również nie. Wtedy krytyk mógłby powiedzieć, że zadziwiająca zgodność tych doniesień jest podejrzana. Albo gdyby opisano zmartwychwstanie jako powrót do ziemskiego życia, tak jak powrócił do życia wskrzeszony Łazarz, to czy takie „zmartwychwstanie” uznano by za bardziej przekonywujące? Też nie. Wtedy krytyk mógłby podejrzewać, że Jezus w ogóle nie został ukrzyżowany, itd.

Problem bierze się stąd, że krytyk nie wie, bo wiedzieć nie może, jak powinno wyglądać dostateczne świadectwo zmartwychwstania. O wydarzeniu takim — niepowtarzalnym i nieprzewidywalnym — nie da się z góry powiedzieć jak powinno przebiegać, ani jak powinny wyglądać doniesienia o jego przebiegu. Jedyna postawa, jaką można wobec niego zająć to wierna rejestracja faktów.

Tę postawę przyjęli autorzy ewangelii. Ich nie interesuje „teoria zmartwychwstania”, ale wierne oddanie prawdy wydarzeń. Z tych „niespójnych” i „zindywidualizowanych” relacji — jak je chętnie nazywa dzisiejszy krytyk zmartwychwstania — przebija szacunek dla faktów. Ewangeliści nie porównują, nie usiłują ujednolicić, nie interpretują, nie zabiegają o zgodność opisów z oczekiwaniami czytelnika. Tylko rejestrują.

Nie ma chrześcijaństwa bez rzeczywistości zmartwychwstania. Za prawdę tę od zarania Kościoła oddawano życie. To właśnie jest dziwne, że w ewangeliach nie pokuszono się o próbę podania prawdy o zmartwychwstaniu w bardziej „przekonywującej” formie, właśnie tak, jak tego życzyłby sobie dzisiejszy krytyk wiary.

Dziwne zmartwychwstanie — bo prawdziwe.